” Zaczęło się od festiwalu IPW-u w maju. Tam po raz pierwszy rozegrały się ważne sceny w moim życiu. Przede wszystkim jako nowicjusz zasmakowałem wspinaczki skalnej, a nie tylko gdzieś tam na panelach. Dzięki IPW złapałem bakcyla do wspinania. Bez zawahania wraz ze znajomymi zapisaliśmy się na kurs skałkowy, który był prowadzony przez Tomasza. Podczas kursu na Jurze podpytywałem Tomka o jakieś wyjazdy na skałki. Opowiedział mi o wyjeździe na Sycylię. Od lat bylo to moim marzeniem. Tak upiekłem 2 pieczenie na jednym ogniu. Sloneczne San Vito lo Capo pod koniec listopadowej, jesiennej słoty to był miód na moje serce i posezonową depresję. Poznałem wspaniałych ludzi. Przez tydzień mogłem się wspinać w przepięknym otoczeniu skał i morza. Wyprawy do miasta, na pizzę. Wielogodzinne rozmowy o rzeczach błahych, jak i poważnych. Przede wszystkim dobra zabawa w gronie wspinaczkowej rodziny. Tego nie da się opisać. Trzeba to przeżyć na wlasnej skórze. Nad wszystkim czujnym okiem pilnowali Paweł i Tomek wraz z Zuzą. Po wyjeździe wiem, że warun to stan umysłu, a parametr to nie wszystko 😉 dziękuję, że mogłem znaleźć się w odpowiednim czasie z odpowiednimi ludźmi wokół siebie „